piątek, 1 marca 2013

Post ostatni (w tym blogu;)

Jesteśmy już w domu, ale tak nie do końca. Ten zaczarowany świat, który zostawiłam za sobą jest jeszcze we mnie, pod powiekami moich oczu. To takie dziwne uczucie bycia pomiędzy, a jednocześnie w dwóch światach na raz. Bardzo powoli przesuwam się w stronę polskiej rzeczywistości i staram się ją nasycić kolorami, zapachami, smakami z tamtego świata.
Nie chcę robić jakiś wielkich podsumowań, chcę tylko powiedzieć, że ten rejon świata to piękne miejsce na ziemi i cudowne miejsce do życia. Nie wiem jak tam jest w innych porach roku, ale w lutym było idealnie. Ludzie w Tajlandii są otwarci, życzliwi, uśmiechnięci. Przy odrobinie asertywności można tam załatwić wszystko i tanio. Nie mogę nie wspomnieć o przepysznym jedzeniu. Na długo w pamięci zostaną nam krewetki i kalmary w Chang Mai, a także zupa rybna w Siem Reap. Ja przepadałam też za takimi ulicznymi pancake'ami z bananami. Nie mogłam się im oprzeć. To coś na wzór smażonego ciasta francuskiego. Mam zamiar coć podobnego zrobić w domu. No i oczywiście pad thai na wiele sposobów, smaczne, lekkie i sycące.
Andrzej odkrył sklep internetowy z tajskimi produktami i przyprawami i będę próbować wdrażać te smaki w naszą polską dietę. Ale wystarczy o jedzeniu.
Nie mogę nie wspomnieć o Angkor Wat w Kambodży. Wielkość tego założenia, przepych, rozmach i detal budzą wręcz podziw i warto znieść trudy związane z pobytem w Kambodży, żeby to zobaczyć.
Mam jeszcze jedno spostrzeżenie dotyczące Tajlandii. Koty. Jest ich dużo, są piękne i takie czyściutkie, ale wszystkie mają przetrącone ogony, albo obcięte, albo połamane. Nie wiem z czego się to bierze. Andrzej miał pomysł, że tak zaznacza się koty będące czyjąś własnością. Jeżeli to prawda to jest to okrutny sposób udomowienia. A jednocześnie te koty są ufne i nie boją się obcych ludzi.
Ogólnie mówiąc chciałam wszystkich zachęcić do odwiedzenia tej części świata. Naprawdę nie ma się czego obawiać.
Chcę też bardzo podziękować wszystkim czytelnikom mojego bloga. Wirtualny kontakt z Wami był czystą przyjemnością i bardzo motywował mnie do opisywania naszych przygód.
Bardzo dziękuję też Andrzejowi, dzięki któremu to pisanie było możliwe.
Gdy przed wyjazdem wspomniałam o pisaniu, to następnego dnia znalazłam w swoim komputerze gotowego bloga z fajną szatą graficzną. Jestem mu niezmiernie wdzięczna za moje profilowe zdjęcie. Czyżby nadal mnie taką widział?

To ostatni post na tym blogu, ale jestem zachęcona do dalszego pisania i nie wykluczone, że szybko znajdzie się powód, aby dzielić się z innymi swoimi spostrzeżeniami.