wtorek, 29 stycznia 2013

Pierwszy spacer po Singapurze

Pierwsza noc w Singapurze była gorąca. Postanowiliśmy nie włączać klimatyzacji i niestety przyklejaliśmy się do prześcieradła. Z rana tzn o10tej pływaliśmy w basenie i było bardzo przyjemnie, choć sił wystarczyło tylko na kilka długości. A potem w miasto.
Singapur zrobił na mnie ogromne wrażenie. Spodziewałam się klimatów bardzo wschodnich, a okazało się ,że aglomeracja nie odbiega od standartów europejskich. Wręcz przebija nasz tzw europejski poziom. Wszystko jest perfekcyjnie zorganizowane, wytyczone,przemyślane,czyściutkie. Jeśli są wprowadzone jakieś zakazy lub nakazy to są rygorystycznie przestrzegane. Niby dobrze, ale trochę strasznie. Mam mieszane odczucia z tym związane. Bo np. wojna wypowiedziana komarom i innemu robactwu sięga nawet do prywatnych mieszkań. Po prostu robią naloty i badają próbki wody w wazonach na kwiaty. W razie wykrycia larw komarów jest bardzo wysoka kara. Wydaje się to dla mnie jakieś nierealne,ale z drugiej strony nic tutaj nie lata , nie gryzie, nie trzepocze. A dookoła woda. Więc można? Można.
Kasia opowidała nam wiele różnych ciekawostek dotyczących miasta, jego historii i pomysłów na zorganizowanie się i widać, że im to wychodzi.
Skala miasta jest bardzo przyjemna i sprzyja oglądaniu i penetrowaniu  ulic i placów. Obok siebie współgrają kwartały wysokich biurowców i stare uliczki z kolonialną zabudową. Jakoś im to wyszło. Czuje się, że ktoś o to bardzo dba.
Pod wieczór poszliśmy do China town coś zjeść. Trafiliśmy na świąteczne dekoracje bo za dwa tygodnie będzie tutaj chiński nowy rok. Mam nadzieję, że na zdjęciach będzie widać ten przepych w kolorach czerwieni i złota.
Współgra tu ze sobą kilka kultur ,chińska, muzułmańskich, hinduska i widać, że się doskonale dogadują. Nie ma lepszych czy gorszych. Więc można? Można.
Aha , Kasia pokazała nam jeszcze jedno fantastyczne miejsce. Taras widokowy na 50 tym piętrze z panoramą ukazującą miasto w całej okazałości. To było przeżycie ( patrz zdjęcia ).











































































Brak komentarzy:

Prześlij komentarz