niedziela, 24 lutego 2013

Kuala Lumpur

Stolica Malezji przywitała nas pochmurną pogodą. Miło było odetchnąć od palącego słońca. Podróżowanie Aeir Asia to czysta przyjemność. Andrzej wykupił opcję z dowozem z lotniska na dworzec kolejowy i to był strzał w dziesiątkę. Wpadliśmy na geniajny pomysł, żeby zostawić nasze bagaże w przechowalni na dworcu. Wzięliśmy tylko kilka najpotrzebniejszych rzeczy do małego plecaczka i ruszyliśmy w miasto.
Kuala Lumpur zrobiło na nas ogromne wrażenie. To już nie Tajlandia. To ogromne miasto rozciąga się wśród pagórków i zieleni. Podobnie trochę jak Gdańsk, ale w innej skali. Mają fantastycznie rozwiązaną kwestię komunikacji. Kilka nitek naziemnej kolejki i nowoczesna komunikacja autobusowa powodują, że można od razu bez problemu poruszać sie po tej metropolii.
Z dworca pojechaliśmy jak najszybciej do Twins Towers. To te słynne dwie wieże złączone łącznikiem, wizytówka Kuala Lumpur. Pamiętacie z filmu"Mision Imposible"? Łał, robią wrażenie. Naprawdę są fantastyczne. Trochę już tych wysokościowców widzieliśmy, ale te są niesamowite. Takie, powiedziałabym majestatyczne, dostojne, niezwykłe. Sylwetka tych wież była mi ogólnie znana, ale zaskoczył mnie detal. Wyobrażcie sobie, elewacja zrobiona jest ze stali nierdzewnej, ale nie takiej prostej w arkuszach, tylko z rurek giętych po łuku. Daje to efekt koronkowej roboty. Niestety nie udało nam się wjechać na górę. W niedzielę bilety rozeszły się bardzo szybko, dla nas już nie wystarczyło, w poniedziałki zamknięte dla zwiedzających. Musimy się obejść smakiem, ale trzeba coś zostawić na następny raz. Wjechaliśmy za to na wieżę telewizyjną, która ma niecłe 300 m. Było warto zapłacić po 50 zł. Widoki fantastyczne, choć było pochmurno. Patrzcie na załączone zdjecia.
Potem dotarliśmy do dzielnicy hinduskiej i zjedliśmy prawdziwy hinduski posiłek. Smakował wybornie. Zaczęło robić się ciemno i postanowiliśmy poszukać naszego hotelu. Wydawało się, że kilka przystanków kolejką i będziemy na miejscu, ale nie ! To zadanie okazało się nie lada wyzwaniem dla strudzonych już podróżników. Na długiej ulicy nie było żadnej numeracji. Musieliśmy przejść się i wyszukać nazwy hotelu. Baliśmy się, że to hotel widmo. Na szczęście czekała nas nas miła niespodzianka. Hotel okazał się fantastyczny, najlepszy jak do tej pory.
Reszta w następnym poście, bo musimy już lecieć w miasto. Dzisiaj drugi dzień, ostatni. Wieczorem o 23 mamy pociąg sypialny do Singapuru.
























2 komentarze:

  1. Można by pomyśleć że to jakieś blokowiska, gdyby te wieżowce nie były tak mało regularne w kształcie, wysokości, kolorze i orientacji geograficznej. Ostanie zdjęcie natomiast bardzo mi się podoba. Widok byłby jak z Matrixa, gdyby z tyłu było słońce.
    Czy nie jest tak, że te budowle generalnie lepiej wyglądają z dołu niż z góry?
    Wracajcie.
    Nie bójcie się zimy.
    My Was tutaj przytulimy.
    Andrzej

    OdpowiedzUsuń
  2. Niby samo miasto, ale na zdjęciach wygląda naprawdę pięknie :)

    OdpowiedzUsuń